23 czerwca 2023 (Dzień Ojca)
Dziś, po ponad 5 latach od mojej wyprowadzki z Poznania, postanowiłam zrobić sobie dzień pożegnania z Poznaniem. Nie do wiary, że po takim czasie, a jednak….

Ubrałam się pięknie, zrobiłam makijaż i wyszłam. Dzień jest jakby idealny, lekko pochmurny, powietrze rześkie po porannym deszczu, a moje ciało owiewa letni wiatr.
Parkuję auto pod blokiem, gdzie jeszcze jest nasze mieszkanie. Mieszkanie, które kupiliśmy na początku naszej wspólnej drogi z mężem. Tutaj przyszedł na świat nasz syn, tutaj powiedzieliśmy sobie „tak”, tutaj przeżywaliśmy sukcesy i porażki.

Wyszłam z auta i poszłam przed siebie. Popatrzyłam w górę, w stronę okna, z którego kiedyś ja oglądałam niezwykłe zachody słońca. Przeszłam ścieżkami, które niemalże każdego dnia wydeptywałam z moim małym synusiem. Tutaj stawiał pierwsze kroki, dreptał do przedszkola, pierwszy raz pojechał samodzielnie na rowerze, nabijał guzy, biegał, śmiał się i płakał. Tutaj było wiele jego pierwszych życiowych razy…

Idę dalej ścieżką, która prowadzi do przedszkola. Staję w miejscu szczególnie dla mnie wzruszającym. To był ostatni dzień synka w przedszkolu. Odebrałam go i szliśmy ścieżką przez okoliczny park. On radował się na zbliżające wakacje, ja trzymałam go za tą małą rączkę, a po policzku, ukradkiem spływały łzy. Wtedy to był spacer pożegnania. Pożegnania z jakimś okresem, który mija bezpowrotnie. Mój mały przedszkolaczek za chwilę miał stać się szkolniakiem…

Teraz, 10 lat później, przystaję na chwilę w tym samym miejscu. Oddycham głęboko, oczy lekko pokrywają łzy, pozwalam być temu, co jest… Podchodzę bliżej do budynku przedszkola i tego, czego najbardziej pragnę… Idę siąść na ławeczce, która znajduje się na placu zabaw, tuż przed budynkiem przedszkolnym. Zawsze, kiedy odbierałam Tymka z przedszkola, biegł prosto na ten płac, a ja siadałam dokładnie na tej ławeczce, czekając, aż się wybawi…

Dziś, tak jak 10-12 lat temu siadam na niej. Plac zabaw jest pusty. Jestem tylko ja, ławeczka i śpiew ptaków. Dookoła szumią liście jakże zielonych drzew, a po moich policzkach spływają łzy. Szlocham i oddycham głęboko… To, co przychodzi przepuszczam przez siebie. Daję temu być i przemijać… Uwalniam uczucia żałoby po tym, co minęło i co już nie wróci… Nie wróci!

Nagle przychodzi do mnie olśnienie. Kiedyś syn powiedział mi, że było mu ciężko, kiedy był w drugiej klasie, budził się rano i nikogo nie było w domu, bo ja z mężem byliśmy w pracy, a on szedł we wtorki na 11:00 do szkoły. Wow, kiedy mi to powiedział, pomyślałam, że to musiało być dla niego takie trudne. Ale taka była rzeczywistość. Oboje musieliśmy pracować. Home office nikomu się jeszcze nawet nie śnił w Polsce, a i praca na część etatu była odległym marzeniem…

I nagle, siedząc tak na tej ławce, przyszedł fakt z przeszłości. Przypomniało mi się, że Tymek mógł wtedy chodzić na poranną świetlicę. Ale nie chciał, stwierdził, że to świetna przygoda i on chce sam we wtorki szykować się do szkoły, brać klucze i wychodzić do domu. Oboje o tym zapomnieliśmy…

I nagle, siedząc tak na tej ławeczce, ocierając łzy, przyszła ulga, a za nią myśl, a bardziej czucie „Jesteś dobrą mamą. Poszłaś za tym, czego on wtedy chciał. Nie masz dziś wpływu na to, jak on przetwarza świat i przeszłość”…

Z policzka popłynęła ostatnia łza, oddech stał się równomierny, a w ciele pojawiła się lekkość. Wstałam i unosząc się jak piórko na wietrze, z wdzięcznością w sercu do tej chwili, poszłam dalej…

Obok stał mały kościółek. To był nasz osiedlowy kościół dla osób wyznających chrześcijaństwo. Zdarzało mi się w nim bywać. Weszłam z sentymentu. Właśnie ksiądz odprawiał mszę. Chwila, w której weszłam była niezwykła, bo weszłam w momencie, kiedy wybrzmiewała ważna dla mnie modlitwa „Panie, nie jestem godzien, abyś przyszedł do mnie, ale powiedz tylko słowo, a będzie uzdrowiona dusza moja”. Kochałam kiedyś tę modlitwę. Klękałam, spuszczałam głowę w dół, uderzałem ręką złożoną w pięść prosto w serce i powtarzałam słowa tej modlitwy. I to było takie prawdziwe, bo wtedy, w nieświadomości wierzyłam, że nie jestem godna…

Uklękłam i teraz, położyłam ręce na sercu i powiedziałam: „Panie ja jestem godna, abyś przyszedł do mnie…”
Widać, ten etap też potrzebował się we mnie dopełnić…”

Poszłam dalej. Odwiedziłam jeszcze kilka miejsc, które były bliskie mojemu sercu, weszłam na uczelnię, w której spędziłam 5 ważnych lat, a na zakończenie zaprosiłam Poznań na pożegnalny obiad. Usiadłam, on naprzeciwko mnie (w wymiarze duchowym) i podziękowałam mu, że mnie tak pięknie przyjął i był dla mnie przez te paręnaście lat. Tutaj przyjechałam dorastać, zmieniać swoje życie, kształcić się. Tutaj założyłam własną rodzinę i zrobiłam kolejny ważny krok w moim życiu.

 

Poznaniu! Byłeś dla mnie pomostem pomiędzy wyobrażeniem jak powinnam żyć, a życiem które jest prawdziwie moje. Dziękuję, że chciałeś i że mogłam. A ja oddałam z chęcią i radością. Ty wiesz…

***

Tylko tak skutecznie można pójść dalej! Tak – czyli domykając, to co przeszłe.

Czasami musi minąć wiele czasu, aby prawdziwe pożegnanie mogło się w nas wydarzyć. Czasami, coś jest dla nas za duże i trzeba nam się na to zgodzić.
Często coś w nas nie chce się pożegnać. Mówimy wtedy: „aaa, było minęło…, mnie tutaj nic nie trzyma…, to nie znaczy dla mnie wiele…, itp.” i odchodzimy tak po prostu. Ale coś wewnątrz trzyma i nie pozwala w pełni wziąć nowego. Bo nie ma nas w pełni w nowym. Bo część nas zostaje w starym…

Bert Hellinger powiedział o pożegnaniu takie słowa:

„Kiedy chcemy iść dalej, żegnamy się. Czasami żegnamy się tylko na jakiś czas, a czasami na zawsze. Bywa, że pożegnanie przychodzi nam z trudem, gdyż zbyt wiele wspomnień nas powstrzymuje przed pójściem przed siebie. Niektóre z tych wspomnień mogą pójść z nami dalej i być jak błogosławieństwo.”

Ćwiczenie rozowjowe:

Idź (fizycznie lub w duszy do miejsc, gdzie zostawił_ś części siebie. Pobądź tam, poczuj, podziękuj za wszystko, czego tam doświadczył_ś, puść emocje, oddychaj. A jak będziesz gotowa/ gotów (poczujesz to w trzewiach), zabierz wszystkie kawałki siebie z tego miejsca, w sercu pozostaw dary jakie Ci ofiarowało to miejsce/ludzie i kompletna/-y idź do nowego.

Ps. Wróciłam pod blok mieszkania. Tam zaparkowałam auto na początku pożegnalnej wędrówki, aby resztę trasy przejść pieszą lub za pomocą komunikacji miejskiej, która służyła mi paręnaście lat. Kiedy wróciłam, auto nie odpaliło. Padł akumulator. Dlaczego? Poznań powiedział: „Już jeździsz na innym paliwie”…

I tak, już w pełni dorosła spotkałam się z Poznaniem, by pozwolić domknąć się temu, co już pragnęło się we mnie domknąć.

Co wzięłam do mojego serca z tych parunastu lat?
Miliony ciepłych wspomnień, setki lekcji (które zachowam dla siebie 😉), a które przerobiłam i wzniosły mnie na wyższy poziom istnienia, wykształcenie i co bardzo ważne, cudownych przyjaciół, których mam szczęście mieć w swoim życiu po dziś dzień 🙏

Czy wiesz, że  jesteś jak to drzewo, które również posiada swoje korzenie? I że to właśnie w nich skrywa się Twój wielki potencjał? Odkryj go i rozwiń skrzydła. Dołącz do warsztatu „Moc zapisana w korzeniach”

Z miłością i lekkością
Ewa Kulesza-Bonarska
…………………………………………………………………………………….

Terapeutka w nurcie EFT i Ustawień rodzin Berta Hellingera, Nauczycielka Uważności i Świadomego Bycia
Co mogę dla Ciebie zrobić? –> www.ewakulesza.com
Dołącz do mojego Newslettera i otrzymaj cudowny materiał 6 Sekretów Życia lekko ze Sobą –> (klik)
Dołącz do bezpłatnejGrupy Lekko Ze Sobą
Odwiedź i subskrybuj mój kanał YT –> YouTube Ewa Kulesza-Bonarska
Dołącz do Kręgu Kobiet w Szwajcarii -> Więcej o Kręgu Kobiet w Szwajcarii